W najobszerniejszym i najpiękniejszym obniżeniu terenu przy szosie Lubartów — Lublin rozsiadła się legendarna osada Niemce. Pod dachami jej domostw snują się uparcie podania o historycznym pochodzeniu nazwy wsi.
Opierając się tylko na ustnej wersji przekazywanej z pokolenia na pokolenie przez przeszło pięć wieków, wersji zawsze żywej i w treści podobnej.
Istnieją trzy podania odnoszące się do etymologii nazwy „Niemce"' oraz dwa przypuszczenia innej nieco natury, z których jedno dotyczy losów budowy kościoła w tej miejscowości, a drugie — nazwy miejscowej stacji kolejowej. Oba ostatnie przypuszczenia, o wiele młodsze, tłumaczą stanowisko władzy carskiej wobec nazwy „Niemce".
Podanie pierwsze.
Po zwycięskiej bitwie na polach Grunwaldu i Tanenbergu w roku 1410 król Władysław Jagiełło, rozmieszczając jeńców wojennych, część z nich przeznaczył Lublinowi, aby tutaj pomagali w pracy. Ale różnorodność potrzeb wymagała osadzania ich w różnych miejscowościach i nie tylko w mieście, lecz i poza miastem. W ten sposób jedna z większych grup rycerzy spod Grunwaldu przeznaczona została do wyrębu i karczunku lasu, szumiącego na północ od Lublina. Znajdował się on w połowie drogi między Kozim Grodem a późniejszym Lewartowem czyli tu, gdzie dziś znajduje się osada Niemce. Pobudowano tu domy w różnych punktach terenu. W jego największym obniżeniu las urywał się i między wzniesieniem południowym, a północnym w stronę Rudki, Nasutowa i Krasienina ciągnął się pas łąk, trzęsawisk i pod-motków, wśród których było wiele źródeł będących początkiem rzeki Mininy, dziś jeszcze sączącej swe wody przez Nowy Staw i Stary Tartak ku Kamionce. Część zabudowań owych robotników leśnych znajdowała się w pobliżu tychże źródeł za północną ścianą lasów, tam, gdzie dziś jest wieś Zalesie.
Jeńcy spod Grunwaldu nie tylko karczowali i wycinali drzewa, ale wyrabiali materiał budulcowy tak bardzo potrzebny przy rozbudowie Lublina. Potwierdza to fakt pobudowania w tym czasie kościoła w Lublinie zwanego dziś „wizytkowskim". W „Ilustrowanym przewodniku po Lublinie", wydanym przez Polskie Towarzystwo Krajoznawcze w roku 1931 czytamy: „Kościół ten pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP tzw. Zwycięskiej, powstać miał w latach 1412—1426 na pamiątkę zwycięstwa grunwaldzkiego, fundowany przez króla Władysława Jagiełłę, a wznieść go mieli jeńcy krzyżaccy osiedleni później niedaleko miasta w osadzie nazwanej od nich Niemce. To „później" według miejscowego podania nie jest ścisłe, gdyż osiedlenie jeńców w osadzie Niemce było równoczesne z przybyciem ich do Lublina. W Lublinie zostali fachowcy murarze, w Niemcach zamieszkali robotnicy leśni i cieśle.
Podanie drugie.
Jest ono nieco młodsze i pochodzi prawdopodobnie z przełomu wieku XVI i XVII. Według tego podania miało mieszkać w tutejszych lasach kilka rodzin niemieckich zajmujących się wytapianiem smoły. Od nich też miała otrzymać nazwę i cała osada. Wersja ta, mniej skomplikowana niż poprzednia, wiąże się ściśle z wersją pierwszą. Wiadomo, że osiedleni tu młodzi jeńcy spod Grunwaldu nie wszyscy mogli się wykupić. Ci, co pozostali, wchodzili w kontakty z miejscową ludnością polską i asymilowali się przez ożenki. Niejedna taka rodzina, nie mając własnej ziemi, szukała innego sposobu do życia. Fachowcy leśni i jednostki bardziej przedsiębiorcze nie opuszczały pracy w lesie. Wytapianie smoły umożliwiał im materiał pozostały na porębach w postaci żywicznych pni sosnowych. Tak więc pobyt jeńców w tej miejscowości zatrącał z biegiem czasu charakter tymczasowości. Skojarzone rodziny stawały się ludnością osiadłą, ginęła odrębność narodowa przybyszów, a świadomość ich pochodzenia snuła się nicią wspomnień już w wieku XVI, snuje się i dziś.
Podanie trzecie.
Według trzeciej wersji osiedle Niemce miał założyć kolonista niemieckieigo pochodzenia, który nabył dworek miejscowy, wybudował folwark, sprowadził ze swej ojczyzny robotników rolnych i gospodarzył. Miało to być w XVII lub XVIII wieku. Pobyt kolonisty miał być wyjątkowo krótki ze względu na niechęć osiadłej ludności polskiej. Podanie to jest najmniej prawdopodobne. Według księgi zmarłych znajdującej się w Archiwum Parafialnym w Bystrzycy już w roku 1662 wieś Niemce posługiwała się nazwą w dzisiejszym brzmieniu. Wzmianki o niemieckim dziedzicu nie ma. W roku 1770 dworek w Niemcach należał do rodziny polskiej o nazwisku Lechniccy. Dziedziczka tego dworu Lechnicka, zmarła, w 1780 r. Później, w roku 1868, dwór należał do rodziny Wierzbickich, a następnie do Budnych. Obie rodziny były polskie. Tak więc nigdzie nie ma śladów, aby majątek Niemce był kiedykolwiek w niemieckich rękach. Stąd też, nie mógł dać nazwy osadzie przypuszczalny kolonista.
Wydaje się, że najwięcej prawdopodobieństwa jest w wersji pierwszej, która mimo że sięga odległych czasów, ma jednak mocne oparcie. Świadczą o tym: fakt grunwaldzki, praca, kościół w Lublinie, tutejszy las, mała odległość między Lublinem a Niemcami i wreszcie to, co zaobserwować można jeszcze i dziś - odmienności w rozwoju człowieka. Należą do nich wyraźne cechy antropologiczne i psychiczne wielu mieszkańców Niemiec oraz niektóre nazwiska. Odznaczają się one w sposobie bycia, myślenia, urządzeniach gospodarki, przedsiębiorczości, zaradnością i cechach, jakie wykazać musi człowiek, gdy znajdzie się w trudnych warunkach życia. Zrozurniałe jest, że cechy te nie występują w czystej formie. Są dziś pomieszane z naszymi cechami narodowymi, ale dla bezstronnego i wnikliwego obserwatora niezaprzeczalnie istnieją. Zaradność i przedsiębiorczość tutejszej ludności daje gwarancję rozwoju osady. Niemce już dziś są „Otwockiem lubelskim", a być może, w niedalekiej przyszłości staną się letniskowym przedmieściem Lublina, do którego zjeżdżać będą ludzie pragnący wzmocnić swe zdrowie i pokrzepić siły atmosferą suchych, pachnących żywicą lasów i ich naturalną urodą.
Projekt zmiany nazwy
Mieszkańcy Niemiec lubią swoje osiedle. Lubią je również przybysze, którzy tu coraz częściej się osiedlają. Ale sama nazwa osiedla nie zachwyca ich Przypominała i przypomina — zwłaszcza po ostatniej wojnie — coś obcego, coś, co było przykre. Toteż wielokrotnie rodziła się myśl zmiany nazwy całej osady. Myśl ta dyskutowana była bardzo poważnie w okresie międzywojennym. Było już kilka zaprojektowanych nowych nazw, wśród których największą szansę miały wyrazy: „Piastowo" i „Jagiellonowo". Ta ostatnia nazwa miała zachować historyczność pochodzenia i wywodzić się nie od pokonanych ale od zwycięzcy. Z powodu wybuchu drugiej wojny światowej projekt nie został zrealizowany. A szkoda. W nowej nazwie byłaby odwrotna strona tego samego medalu z jaśniej oświetlonym wizerunkiem naszych narodowych losów.
<źródło "Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Lubartowskiej" Pan Jan Filipek 1952r>